Włoszczowa. Zakończyły się prace posadzkarskie w jedynym polskim sanktuarium bł.Józefa Pawłowskiego
Dobiegły końca prace posadzkarskie w diecezjalnym Sanktuarium bł. Józefa Pawłowskiego z Grona 108 Męczenników. Rozpoczęły się jesienią ubiegłego roku. Nawy pokrył granit, a prezbiterium marmur. Na chórze i w pozostałych pomieszczeniach są płytki ceramiczne. Kościół jest zadaszony, podłączony do mediów, ma ogrzewanie, ładną elewację, ozdobione sklepienie, wymalowane wnętrze, podjazdy dla niepełnosprawnych, witraż nad wejściem,oświetloną wieżę. Na tym jednak nie koniec.
Będzie jeszcze zdobienie elewacji naw. Już pojawiają się motywy zdobnicze. Sanktuarium czeka na ołtarz. Proboszcz parafii ks. kanonik Leszek Dziwosz myśli o kamiennej płaskorzeźbie stołu eucharystycznego. Prace wykończeniowe są niezwykle kosztowne. W wykończeniu świątyni pomagają wierni i sponsorzy.
Parafia powstała ponad 20 lat temu. Jeśli zasoby finansowe pozwolą i nie będzie niespodziewanych przeszkód kościół będzie gotowy na 25.lecie. Takie są plany.
Patron sanktuarium urodził się 9 sierpnia 1890 r. w Proszowicach. Na przełomie XIX i XX wieku pozbawionych praw miejskich, zapóźnionych cywilizacyjnie i gospodarczo. W porównaniu z rówieśnikami i tak nie miał najgorzej. Rodzice - Franciszek i Jadwiga - trudniąc się masarstwem i ubojem, zapewnili swoim licznym dzieciom godne życie (w dniu urodzin Józefa ojciec miał 22, matka 20 lat). Po ukończeniu Szkoły Powszechnej w Proszowicach posłali go do Państwowego Progimnazjum w Pińczowie. W 1906 r. wstąpił do Seminarium Duchownego w Kielcach, w latach 1911-1915 studiował na uniwersytecie w Innsbrucku. Święcenia kapłańskie przyjął 13 lipca 1913 r., w tym roku minie 110 lat. Od 1916 r. był profesorem, w latach 1918 do 1936 – wicerektorem, a w latach 1936-1939 – rektorem kieleckiego Seminarium Duchownego. 16 listopada 1939 r. został mianowany proboszczem parafii katedralnej w Kielcach. Zasłynął jako opiekun ubogich i potrzebujących, rozwinął działalność „Caritas”. Został kapelanem Polskiego Czerwonego Krzyża by móc świadczyć pomoc jeńcom wojennym przetrzymywanych w kieleckim więzieniu. Przyjmował od nich listy, wysyłał pieniądze dla ich rodzin, dostarczał jeńcom cywilne ubrania i ułatwiał ucieczkę. Organizował pomoc dla Polaków jak i Żydów. W czasie kazań mówił o miłości do Ojczyzny i nadziei, że będzie wolna. 10 lutego 1941 r. został aresztowany przez gestapo, przez dwa miesiące więziony był w kieleckim więzieniu. 15 kwietnia 1941 r. wywieziono go do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, miał numer obozowy 13155. 4 maja 1941 r. przewieziony do Dachau. Był więźniem z numerem obozowym 25286. Pogodzony z sytuacją, opanowany, nie skarżył się na głód, czytał książki, budował innych swą postawą. 9 stycznia 1942 roku po porannym apelu został stracony przez powieszenie.
Jakie warunki panowały w obozie w Oświęcimiu wiemy ze wspomnień ks. Szczepana Domagały - administratora parafii nakieleckiej Karczówce, aresztowanego przez Niemców w Kielcach 10 lutego 1941 r., więźnia kieleckiego więzienia oraz niemieckich obozów koncentracyjnych w Auschwitz (nr obozowy 13170 i Dachau nr obozowy 25285). Rękopis jest ważnym świadectwem czasu niemieckiej okupacji i źródłem historii Kielc. Cenne wspomnienia posłużyły jako jedynie jako świadectwo męczeństwa bł. ks. Józefa Pawłowskiego, współwięźnia ks. Domagały z kieleckiego więźnia, Oświęcimia i Dachau.
.
Wspomnienia kapłana przechowywane są w Archiwum Diecezjalnym w Kielcach w zespole Akta personalne biskupów i księży. Są częścią akt personalnych ks. Szczepana Domagały, oznaczonych sygnaturą XD -28/412. Dostępne są w rękopisie. Czytamy tam:
"Spaliśmy, część na matach, część na słomie – poduszek nie było, ubranie było za poduszkę. W nocy dla nawet załatwiania się fizjologicznego z bloku nie wolno było wychodzić, bo przez wartę eses [każdy] mógł być zastrzelony. Rano wstawało się o 5 godzinie, wszyscy potrzebujący się załatwić, gruchnęli do tego miejsca - dół wykopany i ławka (deska) na około 6 ludzi mieszcząca i tu kolejka była, a koło bloku nie wolno było się załatwiać pod karą śmierci. W samym bloku w czasie spania więźniowie poprzywożeni byli z odbitymi - szczególnie tylnymi częściami ciała – gniło, cuchło – nie było czym zawinąć, maty brudne i w ogóle w całym obozie brud, ponieważ jeszcze obóz nie był na początku zorganizowany. Były naszego transportu numery 12 tysięcy i 13 tysięcy, a były to transporty początkowe. Do pracy wszyscy musieli wychodzić - na obozie zostawał izbowy na bloku blokowy. Warunki higieniczne były wówczas zerowe i dużo chorych, poodbijanych w czasie śledztwa. Taki przywieziony zaraz poważnie rozchorował się. Do szpitala obozowego było b. trudno się dostać. Gdzie kto przy jakiej do pracy był, pracował, to zależało do jakiej grupy się dostał. A to wyglądało tak. Po odbytym apelu porannym, kapo stawał zaraz obok hoflingów i krzyczał, że on potrzebuje 30 ludzi, inni 20, inni 50 itp. i do danej grupy biegli i na tą liczbę – jeśli już była taka liczba – wtedy trzeba było szybko szukać drugiej grupy, bo bez pracy dzień nie do pomyślenia było, bo gdyby się został ktoś i spotkał go esesman - to albo byłby bardzo ubity, albo zapisywany do ćwiczenia lub pracy karnej".
W przeddzień śmierci, ks. Pawłowski rozmawiał z konfratrami na temat możliwości końca obozowej makabry. Według relacji bpa Kazimierza Majdańskiego, wówczas alumna, więźnia w Dachau, ks. Pawłowski, po około godzinnej dyskusji, posiedział: „Pan Bóg jest dobry. Z najbardziej beznadziejnych sytuacji znajdzie zawsze niespodziewany radosne wyjście. Zobaczycie, że nie pozwoli nam długo czekać na wyzwolenie”. „Słowa te - mówił bp Mariański uważam za najpiękniejszy przedśmiertny tekst modlitwy i postarzam je sobie często w myślach”. W styczniu 1968 r. wspominany Biskup napisał o ks. Pawłowskim: „Do końca (który przyszedł na Niego chyba zupełnie nieoczekiwanie) zachował postawę wewnętrznej i ufnej pogody. Do końca też Jego zainteresowania odpowiadały godności kapłana i wychowawcy kapłanów”. Napis "Bóg jest dobry" został umieszczony na posadzce w nawie głównej budowanego kościoła we Włoszczowie.
Dnia 13 czerwca 1999 r. Ojciec Święty Jan Paweł II, podczas swej siódmej pielgrzymki do Ojczyzny, w Warszawie, na Placu Piłsudskiego, zaliczył do grona błogosławionych 108 Polaków, heroicznych świadków wiary, którzy ponieśli śmierć z rąk nazizmu hitlerowskiego. W gronie tych 108 Męczenników jest bł. Józef Pawłowski.
Imię męczennika nosi Ośrodek Szkolno-Wychowawczy w Pińczowie ( ks. Józef Pawłowski w latach 1901-1904 był uczniem 4-letniego progimnazjum filologicznego w Pińczowie, mieszczącego się w Pałacu Ordynackich Wielopolskich, czyli w obecnej siedzibie placówki) oraz Przedszkole nr 1 w Proszowicach. W 2015 roku Ministerstwo Sprawiedliwości przyznało bł. ks. Józefowi Pawłowskiemu złoty medal za zasługi dla pracy penitencjarnej.
We Włoszczowie będzie pierwsze i jedyne w Polsce sanktuarium tego błogosławionego, jedyna świątynia. Ze wspomnień ks. Szczepana Domagały wiemy, że ks. Józef Pawłowski pracował (razem z ks. Mazurkiem), jako pomoc murarska. Teraz włoszczowianie wznieśli mury świątyni poświęconej temu, kto dźwigał ciężkie głazy w obozie zagłady.
„Im większy jesteś, tym bardziej się uniżaj, a znajdziesz łaskę u Pana” – czytamy w w Mądrości Syracha, a obok tego jest bardzo mądre zdanie: „Na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa, albowiem nasienie zła zapuściło w nim korzenie”. Wszyscy wiemy, że ludzie bardzo prymitywni - groteskowi prostacy, którzy nie dorośli emocjonalnie i psychicznie do stanowisk, jakie dostali często używają takich określeń : "a czy Ty wiesz, kim ja tu jestem?". Ano nikim! Zaślepienie jest niezwykle groźne. Znacznie groźniejsze aniżeli obozowy dramat. Pycha to wielkie JA. W istocie oznacza detronizację Boga. Nie oznacza jednak koronacji zawistnika, prześladowcy, kogoś kto uporczywie nęka innych, bo chce im udowodnić, że coś znaczy.
Iwona Boratyn, rzecznik prasowy UG Włoszczowa
Dodaj komentarz
- to dla Ciebie staramy się być najlepsi, a Twoje zdanie bardzo nam w tym pomoże!