Wiwat Niepodległa!
11 listopada 1918 roku ruszyli gońcy - piesi i konni do miasta i do wsi. Odezwały się dzwony kościelne, ale jak wspominali mieszkańcy dzwoniły jakoś inaczej, aż trudno było zapomnieć ten głos obwieszczający wolność. To inne bicie było umówionym sygnałem. Mieszkańcy w lot go zrozumieli. Niemal natychmiast Włoszczowa rozkwitła barwami narodowymi. Pojawiło się mnóstwo polskich flag i chorągiewek wywieszonych na domach, parkanach. Kto żyw wychodził na ulicę i kierował się w stronę kościoła. Tu, przy bramie wejściowej stał już poczet sztandarowy z wyhaftowanym przez Helenę Pacanowską białym orłem na czerwonym tle. Była też straż porządkowa z biało - czerwonymi opaskami.
Powoli cichły odgłosy wystrzałów i koszmary frontowych walk. A przecież tak niedawno, w ciągu kilku dni Europa została objęta pożarem wojny, wojny która trwała nieprzerwanie przez cztery lata, przez co osiągnęła miano: I Wojny Światowej. Na nic zdały się dyplomacja i szachowanie przewagą czy stawianie ultimatów.
Wojna toczyła się na trzech frontach: wschodnim, zachodnim i południowym a w konflikcie zbrojnym udział wzięły 33 państwa. Łączne straty po obu stronach szacowano na 37,5 mln. żołnierzy - poległych, zmarłych, rannych i zaginionych. Po raz pierwszy w historii na dużą skalę użyto broni chemicznej, nowoczesnej artylerii i łodzi podwodnych. Wybuch wojny oznaczał kres XIX-wiecznego porządku politycznego w Europie, ustalonego w 1815 r. na Kongresie Wiedeńskim.
- "W latach 1914–1918 toczyły się dwie różne wojny. Pierwsza to walka zbrojna żołnierzy, marynarzy, lotników i ludności cywilnej w krajach okupowanych; czas masowych cierpień, zwłaszcza w okopach. Drugą toczyły gabinety wojenne, władcy, propagandyści i ideolodzy pełni politycznych i terytorialnych ambicji; wyznaczali oni przyszłość imperiów, państw i narodów w nie mniejszym stopniu niż ludzie walczący na frontach” – ocenił światowy konflikt z lat 1914–1918 brytyjski historyk Martin Gilbert, autor książki „Pierwsza wojna światowa”.
Wojna pomiędzy mocarstwami zaborczymi, dająca nadzieję na odzyskanie niepodległości Polski, była najpierw wyczekiwana, potem zaś rozpacz, udręczenie, śmierć bliskich, rabunki, choroby, upokorzenia, utrata majątku, długie lata odbudowy gasiły blask w oczach.
Pierwsza wojna światowa zmieniła jednak mapę Europy – rozpadły się cztery mocarstwa, lecz zaistniała sytuacja polityczna spowodowała, że dzięki niej powstało lub odzyskało niepodległość wiele państw, w tym również Polska. Wojna przyniosła kres epoki królów. Skończyło się wielowiekowe panowanie Hohenzollernów, Habsburgów, Romanowów, dynastii osmańskiej. Niemcy, Turcja, Austria i Rosji stały się republikami. Prawie półtora wieku na taką wiadomość czekali również mieszkańcy Włoszczowy. Schyłek Rzeczpospolitej nie był łaskawy dla miasta.
W 1794 roku, Włoszczowa została splądrowana przez Rosjan. Ponadto miasto przeżyło ponownie duży pożar. Rok później w trakcie trzeciego rozbioru Polski dostało się pod zabór austriacki, a w 1809 roku zostało włączone do Księstwa Warszawskiego. W 1860 roku Włoszczowę nabyli Niemojewscy, którzy posiadali już pobliskie Oleszno i tym samym zostali ostatnimi jej właścicielami. W czasie powstania styczniowego kilku mieszkańców brało w nim udział. W 1869 roku ukaz carski zdecydował o zmianie statusu Włoszczowy z miasta na wieś. Od 1909 roku rozpoczęto budowę linii kolejowej biegnącą przez Włoszczowę i łączącą Kielce z Herbami. Oddano ją dopiero 11 marca 1911 roku. W trakcie działań I wojny światowej miasto dostało się pod okupację austriacką.
Ta wojna światowa przyniosła wiele ofiar i zniszczeń. Przez tereny Włoszczowy kilkakrotnie przechodził front pozostawiając po sobie zgliszcza i groby. Zanim nadeszła niepodległość ziemia włoszczowska została usiana mogiłami poległych żołnierzy. W pierwszym okresie wojny zaledwie kilkanaście kilometrów na wschód od Włoszczowy (za pasmem Przedborsko-Małopolskim) przebiegała linia frontu. W okopach czekały wojska niemieckie i austriackie, co miało różne konsekwencje - przez pewien czas obowiązywała godzina policyjna, a żołnierze wszczynali burdy z mieszkańcami. Szerzyło się pijaństwo, gasły dobre obyczaje, głównie z powodu huzarów węgierskich. Położenie materialne mieszkańców znacznie się pogorszyło. Najbardziej dotkliwą udręką były co jakiś czas przeprowadzane przez wojsko rekwizycje żywności. W praktyce oznaczało to zabranie płodów rolnych na potrzeby wojska bez pytania, czy ludzie poddani rekwizycji mają co do jedzenia. Głód. Aby udaremnić potajemne mielenie zboża rekwirowano żarna, kto ich nie ukrył to były rozbijane. Prasa gadzinowa zapewniała: według niemieckich uczonych człowiek może jeść drzewa. Polecano też np. jedzenie koniczyny. I nikogo nie dziwiło, że na ulicach z każdym dniem wałęsa się coraz mniej bezpańskich psów. e receptury proponowano już w okresie I wojny światowej. W kwietniu 1916 roku „Dziennik Poznański” zapewniał: „Każdy botanik wie o tym, że drzewo zawiera także składniki pokarmowe”. Twierdzono, że brzozy, lipy, jesiony i topole można mielić na jadalne wióry. I że zdaniem niemieckich naukowców „ludzki żołądek łatwo trawi mąkę drzewną”. Polecano także koniczynę, przy czym podkreślano, że należy ją kilka razy przegotować, by „utraciła smak pewnej goryczy”. - Po przeszukaniu po raz setny pustych szuflad, w których kiedyś leżał chleb, obdzieraliśmy niezadrukowane części w gazecie i zjadaliśmy – wspominał jeden z żyjących w tamtym czasie.
W ówczesnej siedmiotysięcznej Włoszczowie ponad połowę stanowiła ludność żydowska. Miasteczko nie miało burmistrza ani rady - tylko wójta i władze okupacyjne, które mieściły się w budynku obecnego Banku Spółdzielczego. Funkcję wójta pełnił Franciszek Jachowicz-Wróblewski pochodzący z rodziny "grażdian" czyli szlacheckiej.
Włoszczowa wciąż była siedziba powiatu, ale bez urzędników Rosjan, którzy uciekli. Kiedy padły pierwsze wojenne strzały we Włoszczowie istniała Polska Partia Socjalistyczna, Narodowa Demokracja. Na wsiach pojawili się dawni powstańcy styczniowi z Krakowskiego, którzy agitowali przeciwko carowi. Ale wśród chłopów większa była sympatia do Kozaków, aniżeli do powstańców. Chętnych do Legionów Polskich nie było wielu. W ich szeregi wstępowali młodzi ludzie, częściej ze środowisk inteligenckich i robotniczych, z miasteczek byłej Kongresówki. Nie zabrakło wśród nich włoszczowian. W końcowym okresie wojny powstała we Włoszczowie i okolicy organizacja podziemna nazwie Polska Organizacja Wojskowa. W samej Włoszczowie należało do niej kilkudziesięciu młodych ludzi, a na jej czele stał Wincenty Barański. Zadaniem POW było przygotowanie się do zbrojnego wybuchu w okresie załamania się Niemców. Gromadzono więc broń i szkolono się w żołnierskim fachu. W czasie I wojny światowej z Polską Organizacją Wojskową związał się Ignacy Ginalski. Był też żołnierzem Legionów Józefa Piłsudskiego. Prawdopodobnie brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Tradycje patriotyczne były silne w rodzinie Ginalskich. Dziadek Ignacego walczył w powstaniu styczniowym. Innym legionistą był Ignacy Drukała, po odzyskaniu niepodległości właściciel jadłodajni przy ul. Sienkiewicza. Na kartach historii walk o Niepodległą zapisał się też Zygmunt Fiołek. Po 1920 roku służył we włoszczowskiej policji. Bruno Durda, późniejszy wicestarosta włoszczowski dwa lata spędził w niewoli rosyjskiej. Pochodził ze wsi Brzostek, w powiecie dębickim.
We włoszczowskiej drukarni Pławnera wychodziły niepodległościowe ulotki. Niezwykłą postacią był Stefan Długosz, wydalony z kieleckiego gimnazjum działał w Związku Walki Czynnej, Związku Strzeleckim. Wspierał werbunek do Legionów Polskich. Działał w Polskiej Organizacji Wojskowej. Do Legionów wstąpił Antoni Beim z dóbr nieznanowickich. W 1918 roku rozbrajał Austriaków w Kielcach. Po 1945 roku mieszkał na Belinie: skupował szyszki i doglądał szkółek leśnych. Odważył się napisać do Sekcji Polskiej Rozgłośni Radiowej w Paryżu, w którym przedstawił swoje ciężkie położenie i prosił o pomoc. Listy przejmował Urząd Bezpieczeństwa.
Legionistę Wacława Robaka z Podzamcza, potem partyzanta Armii Krajowej sąsiedzi zapamiętali w podniszczonej jesionce w jodełkę i równie starym kapeluszu. Adam Marcinkowski, Stanisław Staroszczyk, Jan Gaździecki doczekali Wolnej Ojczyzny.
Ci którzy doczekali czasów komunizmu, tak jak wspomniani Antoni Beim czy Wacław Robak, byli obywatelami drugiej kategorii. Jak mogli się czuć w ojczyźnie, w której ośmieszano marszałka Józefa Piłsudskiego, a marsz I Brygady należał do utworów zakazanych. Nie wolno nam nigdy zapomnieć ich odwagi, patriotyzmu, ofiar jakie przyszło im ponieść za to, że Polska była dla nich najważniejsza.
Helena Pacanowska na powitanie Wolności jeszcze w czasie zaborów wyhaftowała sztandar. Michał Otawski sprowadził białe i czerwone płótno, żeby uszyć polskie flagi. Leśniczy Włodzimierz Skoneczny przygotował drzewo do chorągiewek i upatrzył dwa młode dęby, które zostały posadzone dla upamiętnienia Odzyskania Niepodległości. Zaś Władysława Gierczyńska ofiarowała dwie beczki smoły na pochodnie do przemarszu manifestacji narodowej. 5 listopada 1918 roku powstał we Włoszczowie Komitet Organizacyjny Święta Niepodległości, na jego czele stanął burmistrz Wincenty Jaszewski. Stanisław Wiatr, pracownik sądu i przyjaciel Michała Otawskiego przygotował akt erekcyjny do sypania „Kopca Wolności". Burmistrz miasta i przewodniczący rady opracowali przemówienia na ten pierwszy dzień wolności. Wieść o odzyskaniu Niepodległości musiała szybko rozejść się na okolicę.
Tuż po wyzwoleniu przywrócono Włoszczowie, w 1919 roku, prawa miejskie.
Zobacz też galerię
Iwona Boratyn
Dodaj komentarz
- to dla Ciebie staramy się być najlepsi, a Twoje zdanie bardzo nam w tym pomoże!