Obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Armii Krajowej. Nowe święto państwowe
Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Armii Krajowej Włoszczowa uczci Mszą Święta jutro, 13 lutego o godz. 17:00 w kościele pw. Wniebowzięcia NMP.
14 lutego to ważna data w historii naszego kraju, upamiętniająca bohaterów walczących o wolność Polski. Była to największa podziemna organizacja wojskowa w okupowanej Europie, odegrała kluczową rolę w walce z niemieckim okupantem i w odbudowie niepodległej Polski.
14 lutego to data przypominająca rocznicę przekształcenia Związku Walki Zbrojnej w Armię Krajową w 1942 r. Nowe święto ustanowiono w styczniu 2025 r. w hołdzie żołnierzom największej w podbitej przez Niemcy i Rosję Europie konspiracyjnej armii, która jako zbrojne ramię Polskiego Państwa Podziemnego prowadziła bohaterską walkę o odzyskanie przez Rzeczpospolitą Polską suwerenności i niepodległości. W chwili powstania liczyła około 100 tysięcy żołnierzy, a do 1944 roku ich liczba wzrosła do 480 tysięcy. W czasie wojny życie straciło około 100 tysięcy członków AK. Żołnierze tej formacji po II wojnie światowej byli prześladowani przez władze komunistyczne.
Oto jeden z bohaterów tamtego czasu związany z ziemią włoszczowską.
Andrzej Osadziński - żołnierz AK, w czasie wojny mieszkał w Olesznie pracując jako bogusławicki mastalerz, brał udział w opanowaniu Włoszczowy przez oddział „Marcina” 18/19 marca 1944r., po wojnie zawodnik w skokach przez przeszkody i WKKW, sędzia międzynarodowy w tych dyscyplinach, wieloletni dyrektor Stada Ogierów w Bogusławicach. Pomagał w realizacji widowisk i wielkich polskich ekranizacji. W tym roku 14 lutego po raz pierwszy będziemy obchodzić, ustanowiony w styczniu, Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Armii Krajowej Włoszczowa uczci Mszą Święta jutro, 13 lutego o godz. 17:00 w kościele pw. Wniebowzięcia NMP. Przypomnijmy wyjątkową postać Andrzeja Osadzińskiego, kawalerzysty, patrioty i miłośnika jeździectwa.
Kto oglądał filmową adaptację powieści S. Żeromskiego „Popioły” pamięta sceny szarży pod Somosierrą. Kręcono w Polsce, w Bogusławicach pod Łodzią. Jak to obrazowo ujął Andrzej Żuławski, była to „Somosierra (…) między kartofliskiem a polem z burakami, w listopadzie (1964), kiedy to ziemia twardnieje i staje się przy upadku niebezpieczna, Somosierra we mgle, mżawce, w dymach, przy dniach tak ciemnych, że ekspozycji starczyło zaledwie na wydobycie owych widm jeźdźców, koni i armat. A jednocześnie Somosierra piękna, rozmigotana szablami, rozsmużona amarantem mundurów, masą stu koni – oszronionych, parujących, zamieniających się z bliska w ów zwał żywego ruchu”. A wszystko to kręcone czarno-białą taśmą, przez co efekt jest jeszcze potężniejszy, bo bliski grafikom i czarnym obrazom Goi! Konie dla filmowych szwoleżerów wzięto ze słynnego z tradycji jeszcze przedwojennych Stada Ogierów w Bogusławicach. Ta stadnina między innymi dostarczała rumaków polskiej kawalerii, a po wojnie stado zostało pieczołowicie odtworzone. Tyle tylko, że dla tak skomplikowanej sceny bitewnej jak szarża pod Somosierrą bogusławickie ogiery trzeba było wpierw przyuczyć. Wielką pomoc okazał ekipie filmowej wtedy dyrektor stadniny Andrzej Osadziński. Pod jego kierunkiem przez trzy tygodnie oswajano wybrane konie z hukiem armat, ogniem, dymem i krzykami oraz uczono skakania przez baterie „hiszpańskich” armat.
Lata 70 i 80 to udział koni, powozów i sań z obsługą masztalerzy w wielu produkcjach filmowych takich jak "Wszystko na sprzedaż", "Pan Wołodyjowski", "Hubal", "Rzeczpospolita babska", "Ferdydurke" i "Trędowata", „Popioły”, „Potop”, „Hrabina Cosel”, „Jeszcze słychać śpiew i rżenie koni”, „Kronika wypadków miłosnych", „Szwadron”, a to jedynie niektóre z nich.
Andrzej Osadziński wpisał się na stałe złotymi zgłoskami w bogatą, sięgającą 1915 roku historię Stada Ogierów w Bogusławicach pod Wolborzem koło Łodzi. Kim był? Był jednym z tych wielkich i zarazem niepozornych ludzi, którzy swoją charyzmą na długo odciskają piętno na miejscach i ludziach z nimi związanych. Los zetknął Go ze Stadem Ogierów w Bogusławicach przed wybuchem II WŚ. Odwiedził Bogusławice na jeden tylko dzień, kiedy to miał okazję dosiąść ogiera Syzyf. Wrażenie zachwytu tym miejscem na długo w nim pozostało. Jesienią 1939 roku, kiedy pod Biłgorajem dowódca 8. Pułku Ułanów, podpułkownik Włodzimierz Dunin –Żuchowski podjął decyzję o poddaniu się Armii Czerwonej, odbywający w tym pułku swoją praktykę młody podchorąży Andrzej Osadziński postanowił jednak, że zamiast sowieckiej niewoli lepiej będzie wrócić do centralnej Polski, do Bogusławic. Droga ze wschodnich kresów łatwa nie była. W Bogusławicach, Osadziński znalazł się dopiero pod koniec listopada 1939 roku. Zatrudnił się w Stadzie Ogierów początkowo jako praktykant, a później już jako masztalerz angażując się w walkę z niemieckim okupantem w oddziałach partyzanckich AK. Po zakończeniu działań wojennych powrócił do Bogusławic, obejmując 1 lutego 1951 roku stanowisko dyrektora Państwowego Stada Ogierów w Bogusławicach. Pełen pomysłów i energii był sprawcą rozkwitu hodowli i sportu jeździeckiego w Bogusławicach. Zmarł 10 września 1989 roku w Bogusławicach, gdzie został pochowany wraz ze swoją żoną Barbarą.
Iwona Boratyn, rzecznik prasowy UG Włoszczowa
Dodaj komentarz
- to dla Ciebie staramy się być najlepsi, a Twoje zdanie bardzo nam w tym pomoże!